Zaczęła się w 1939 roku, a skończyła 1945 roku. zaczęła się 1 września 1939 r. a skończyła (chyba) 5 maja 1945 r. ; D. Zobacz 6 odpowiedzi na zadanie: Kiedy zaczęła się i skończyła II wojna światowa ? Widok (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 07:47 Dziewczyny wpisujcie prosze kiedy Wasze Dzieciaczki zaczeły sie przekręcać i raczkować??MOja ma 7,5 miesiaca i jak ja posadzę tak siedzi...na brzuszku jak ja poloże tak lezy - mobilność na poziomie prawie zerowym...czasem sie troche poobraca wokol wlasnej osi...No i nie przewraca sie z brzauszka na plecy i odwrotnie...Jak to jest u Was?? 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 08:13 Gabryś zaczął się przemieszczać jakieś 2m-ce temu - pełzał, turlał się, czołgał :P raczkować jeszcze nie raczkuje na dobre(czasem kawałek przemieści się w ten sposób) pamiętaj, że nie zdrowe dla dziecięcego kręgosłupa jest takie sadzanie :P gdy dziecko będzie gotowe - samo usiądzie :) wcześniej nie należy go sadzać :P 0 0 ~mag81 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 08:40 ale ona sama siedzi bylam u pediatry i powiedziala ze ona juz jest gotowa na siedzenie i bardzo ladnie jej to wychodzi. 0 0 KITI (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 08:59 u nas przekrecanie bylo dosc wczesnie bo juz jak Maja miala 4miesiace to przekrecala sie na brzuszek i z brzuszka na plecy, teraz natomiast lezy wciaz na brzuszku i podnosi pupke i proboje sie odpychac ale trze pysiem o podloge bo niewie co z racxzkami robic. ale ona od poczatku wykazywala mega aktywnosc niewiem czy to dobrze czy nie proboje siadac i poki co nie interesuja jej wlasne stresuje sie poki co bo tak jak Agusia pisze na wszystko jest czas i kazde dziecko robi postepy wg swoich potrzeb i nie nalezy niczego na sile przyspieszac bo to nie wyscig formuły 1 he mag81 na twoim miejscu odwiedzilabym neurologa tak dla wlasnego spokoju w tym wieku nie musi raczkowac moze ci dzidzia przeciez zrobic niespodzianke i wogole nie raczkowac tylko odrazu wstac na nogi he no ale moze jakby cwiczonka jakies miala zwlaszcza duzo lezenia na brzuszku to by ja zmobilizowaly do poruszania. Najpiękniejszy dar od Boga... 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 09:00 To dziwne, co powiedziala pediatra, bo mi neurolog powiedziala,zeby tylko klasc malego na brzuchu i czekac, az on sam usiadzie z tej pozycji. I tak najpierw sie przekrecal na plecy i z powrotem, az odkryl,ze to jest sposob na przemieszczanie sie i ... turlal sie po calym pokoju. Az w koncu usiadl w kwietniu i zaczal raczkowac 2 tygodnie pozniej. A teraz to juz wstaje :D 0 0 ~mag81 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 09:10 Dodam tylko ze moja mala jest dosc spora wazy 9,5 kg i ciuszki nosi 74/80 wiec jest troszke kluseczka....a siedzi calkiem stabilnie bez zadnego podpierania, okladania poduszkami, nie przewraca sie do tylu, na boki... 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 09:40 Filip zaczal raczkowac kilka tyg temu teraz zachrzania juz jak perszing, kompletnie w niczym Mu nie pomagalismy uwazam, że do wszystkiego sam dorosnie. 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 09:41 moja mala zaczela sie przekrecac z pleckow na brzuszek jak miala 4 miesiace odwrootnie miesiac pozniej jak skonczyla 7miesiecy to sama usiadla i raczkuje juz wysmienicie po calym mieszkaniu najpierw bylo pelzanie od 6mz kilka dni temu pierwszy raz stanela :) 0 0 ~mag81 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 10:15 Ta twoja Zuzia to zuch dziewczyna :D 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 10:26 Jeżeli coś Cię niepokoi, to tak jak dziewczyny radziły warto pójść do neurologa, ale nie ma co się nakręcać, bo każde dziecko jest inne. Mój synek jest mega ruchliwy od urodzenia - ma śmigło w tyłku. Przekręcać bez problemu się zaczął w wieku 4 mcy, pupkę podnosił i zaczął poruszać się do przodu raczkując powoli jak miał Obecnie ma skonczone 7mcy i od 2 dni staje na nogi. Aha, nie sadzam go sama, tylko jak z raczków się przekręca na siadanie to siedzi, ale nie za długo bo mu się nudzi :) Ja uważam że to za wcześniej, szczególnie to stawanie na nóżki i jak staje to mu nie pozwalam. "stać na kolankach" i trzymać się czegoś to potrafi nawet kilka minut. 0 0 isa (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 10:32 każde dziecko ma swój tryb, niektóre maluchy pomijają pewne etapy. ale są rzeczy które następują po sobie po kolei i od siebie zależą. Fajnie że Twoja mała utrzymuje się stabilnie siedząc, ale skoro się nie obraca i nie podnosi pupy leżąc przodem będzie miała kłopot żeby usiąść sama. Ale ponieważ to taka duża kobitka to bez paniki, kontorluj tylko tą sprawę tak jak piszemy w wątku o rehab ;) pozdrawiam Cię!! "Życia nie oszukasz" 0 0 ~mag81 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 10:35 Dzięki :) 0 0 ~beti1 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 10:53 u nas było wszystko nie po kolei, mały zaczął raczkować w 8 miesiącu,a jeszcze nie umiał siedzieć, sam siedział w 9 m-cu, a sam usiadł w 10 m-cu, w 12 m-cu stał,a w 13-tym zaczął chodzić, byliśmy w wześniej u neurologa, powiedział,ze rozwija nie nieharmonijnie, tzn. umiał już trudniejsze rzeczy, a łatwiejszych nie, ale teraz już umie wszystko co trzeba,także każde dziecko ma swój czas na zdobywanie umiejętności,ale czasem dla własnego spokoju warto się poradzić neurologa:) 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 11:02 wiadomo, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie, moja Lena dosyć długo się nie przekręcała z brzucha na plecy i odwrotnie, zresztą nawet jak była mniejsza to nie chciała leżeć na brzuchu i ćwiczyć główki ;). A nagle jak wystrzeliła to zaczęła raczkować jak skończyła 7 miesięcy i 2,5 miesiąca później chodzić. Więc naprawdę reguły nie ma :) 0 0 moka (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 11:12 Franek pierwszy raz się przekręcił dokładnie w dzień czwartego miesiąca. od tamtej pory też wylądował na podłodze...bo się po prostu zaczął być bardziej ruchliwy. później okręcał się tez wokół własnej osi. jak skończył 7 miesięcy i tydzień zaczął raczkować. zaraz potem zaczął wstawać. no i teraz pęęęędzi jak szalony raczkując i powoli przechadza się przy sofce. za to nie siedzi i nie jest sadzany. dodam że po 3 miesiącu dzięki pani Eli Mocek (zatem polecam) zaczęliśmy go ćwiczyć czy może wręcz rehabilitować. myślę, że to też go "rozruszało" 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 12:45 Przekrecanie w 4 miesiacu,pełzanie w 5/6,jak skończył 7 stanął na nóżki,w 8 miesiącu raczkowanie i w tym samym czsie zaczął siadać,chodzić samodzielnie w dniu swoim pierwszych urodzin. Rozwój dziecka jest bardzo indywidualny,też się martwiłam że długo nie siedzi,nic na siłę nie robiłam i sam zaczął siadać. 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 14:13 u nas kubus zaczal sie przekrecac z brzuszka na plecy i odwrotnie jak mial 4msc raczkowac gdzies 6msc a chodzil jak mial 9msc 0 0 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 18:28 przekrecac-równo skonczone 4 ,na wszytskie strony....pelzac po mieszkaniu przed ukonczeniem 5 miesiaca,a teraz to juz zaczyna nieporadnie raczkowac,ale to nie ma znaczenia bo kazde dziecko jest inne 0 0 ~larisa28 (12 lat temu) 17 czerwca 2010 o 18:36 mój Marek zaczął się turlać dopiero jak miał 7 miesięcy ( też nie obyło się bez maminej paniki ;) sam siadł z pozycji leżącej na brzuchu jak miał jakieś 8 miesięcy a raczkować jak miał 8,5 miesiąca, bogosiaaa jaki piękny ten Twój synek !!! :) 0 0 do góry W jakim dniu tygodnia zaczęła się II wojna światowa? na konkurs potrzebuje -,-. Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2010-08-16 10:22:45. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać. 1 ocena Najlepsza odp: 100%. 2. – Wychodzimy z Krzyśkiem naszą Toyotą ze szczytu, grzejemy szybko, bo mamy prostą. Samochód pędzi ponad „stówę” i ci ludzie siedzący na płocie nie wierzą, że jest on w stanie zahamować. W ich wyobraźni w ogóle nie mieści się, że auto zahamuje, oni są święcie przekonani, że za dwie sekundy pieprzniemy w ten płot. Jedziemy, a ja dyktuję: „Za szczytem sto prostej, hamowanie, prawy trzy – o zobaczą jak spierdalają! – prosta…”. Zarejestrowałem to wszystko w trakcie dyktowania, bo ci ludzie spadali z tego płotu jak ulęgałki, gruszki jakieś – wspomina Maciej Wisławski, najsłynniejszy polski pilot rajdowy. „Wiślak” opowiada w rozmowie z Weszło o swoich rajdowych przygodach, jeździe Wartburgiem, intuicji „Hołka”, która wiele razy uratowała im życie, oraz o tym, jak to się w ogóle stało, że zwykły ogrodnik ze Skierniewic został rajdowcem. Widzę, że wciąż pan pali. Nie rzucamy?Nie, bo ja palę jak się pali zdrowo?Palę racjonalnie, czyli to nie papieros panuje nade mną, ale ja nad papierosem. I jak rano przed startem rajdu wszyscy koledzy palą papierosy – jeden, drugi, trzeci – i mnie częstują, to zawsze mówię: „Nie, kochani. Ja jeszcze na to nie zapracowałem. Zapalę dopiero po kilku odcinkach specjalnych”. Dopiero wtedy usiądę sobie w parku serwisowym, zrobią mi kawkę espresso z odrobinką mleczka i cukru, do tego jeszcze podadzą szklaneczkę Coca-Coli. Mając to wszystko rozłożę się na dwóch krzesłach i zapalę pierwszą fajkę. I to jest właśnie zdrowe palenie. Działa to trochę na zasadzie takiego powiedzenia, takiej pięknej konstatacji farmakologiczno-medycznej, że odpowiednio dozowana ciężka trucizna, może stanowić wspaniałe oczywiście nie wypominam, ale ma pan 73 lata. Jak się pan czuje? Coś strzyka?Generalnie jest nieźle. Mogę wstać, mogę usiąść, mam super kontakt z młodymi ludźmi, a współpracuję nawet z dwudziestokilkulatkami. Takie aktywne przebywanie z młodymi powoduje, że chyba nie zdaję sobie do końca sprawy z wielkiego brzemienia własnego wieku. A poza tym, jak jestem w swoich Skierniewicach, to codziennie dwie-trzy godziny jeżdżę na rowerze. Niech mi pan pokaże gościa w moim wieku, który dzień w dzień – obojętnie czy pada, czy jest upał, czy jest mróz – wsiada na rower, jedzie do Puszczy Bolimowskiej i robi kilkadziesiąt kilometrów. Nawet spokojnym, wolnym tempem. I jeszcze w międzyczasie zatrzyma się na gminnej siłowni pod chmurką, gdzie zrobi sto podwójnych obrotów: lewa i prawa. Wie pan, jak to gimnastykuje? Ale to oczywiście i tak nie jeszcze?Zimą są narty, a latem spływy kajakowe. Lubię pojechać sobie nad Czarną Hańczę, rozłoży namiot, kuchnię z palnikiem. Postawić stolik, parasol, usiąść, zjeść konserwę, pokroić chlebek na centymetr i posmarować cienko masełkiem. Lubię wykąpać się w rzece, ogolić się nad nią bez lusterka. Takie drobne rzeczy sprawiają, że czuję się ogromnie wyluzowany, odpoczywam od tych cholernych obciążeń psychiki. Kurczę, życzę panu, żeby czuł się pan kiedyś tak jak to było? Adrenalina jest lepsza niż botoks?Pamiętam, pamiętam. Padło to w wywiadzie dla „Playboya”, którego udzieliłem chyba z dziesięć-dwanaście lat temu. Zrobiono mi wtedy takie zdjęcie: siedzę w kombinezonie i zgięty wiążę buta. Bo ja zawsze siedząc w strefie serwisowej ściągam buty, zakładam nogi na drugie krzesło – do tego wspomniana już kawka i papierosek – i w ten właśnie sposób przez około dwadzieścia minut odpoczywam. I w tym materiale padło to zdanie, że jak się tak patrzy na „Wiślaka”, to można powiedzieć, że adrenalina jest dużo lepsza niż botoks. Chyba jest w tym trochę prawdy. Już w czwartek rusza w Mikołajkach 74. Rajd Polski. A jak pan wspomina swój pierwszy udział w tej imprezie?Nie uwierzy pan. To był 1974 lub 1975 rok, czyli już ponad 40 lat temu… Pamiętam jak dziś, Wartburg 353, czyli popularna „mydelniczka”. Jechałem z takim gościem, który wyjechał po paru latach za granicę, w Polsce nie ma go od dawna. Nazywał się Henio Podsiedlik. To był strasznie długi rajd. Start i meta w Krakowie, była pętla bieszczadzka, krakowska, beskidzka, dlatego tamten rajd liczył – ja wiem – chyba prawie ze dwa tysiące kilometrów? Mordercza impreza, ale też wielka przygoda, bo byłem wtedy w zasadzie pilotem-amatorem i takie imprezy były dla mnie kolejnym szczeblem do lepszego poznawania tej nie zawiódł?To był praktycznie w 90 proc. normalny, cywilny samochód. Gdyby wsadzić dziś za jego kierownicę obecnych kierowców rajdowych, to pewnie początkowo nie widzieliby za co się tam złapać. Oczywiście Wartburg miał fotele rajdowe, pasy szelkowe, pół-klatkę, ale generalnie to była tylko kosmetyka. Na zjazdach były oczywiście ogromne problemy z hamulcami, a na podjazdach z mocą i prędkością, bo tamten silniczek miał może z sześćdziesiąt koni. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że to była bardziej jazda rekreacyjna, niż rajdowa. Ale i tak bardzo miło wspominam ten wóz. Nawet ukończyliśmy tamten rajd, a to już był wielki był pan wtedy pewnie jedynym uczestnikiem Rajdu Polski z tytułem magistra studia skończyłem w 1968 r. Miałem już wtedy bardzo ładne szklarnie i przez to, że odbywałem staż w Instytucie Warzywnictwa w Skierniewicach, miałem dostęp do bardzo nowoczesnej literatury zachodniej, nowoczesnych technik uprawy roślin pod szkłem. Bo bardzo się tym interesowałem. Dzięki temu byłem też później wynajmowany do nadzoru produkcji upraw szklarniowych u podwarszawskich, bardzo bogatych „badylarzy”. I tak właśnie poznałem Krzyśka Materzyńskiego, człowieka, który jeździł w rajdach. Jego rodzice byli na tamte lata multimilionerami, dlatego on mógł sobie jeździć. Czyli można powiedzieć, że moja kariera w rajdach zaczęła się od pomidora, ogórka i kwiatów pod szkłem. Krzysiek oraz kilku innych „badylarzy” zajmujących się też rajdami, byli ojcami chrzestnym moich rajdów. Obejrzałem – najpierw jako kibic – pierwszy, drugi rajd i wciągnęło mnie było taką wymarzoną robotą?Ogrodniczą pasję rozwijałem oczywiście przy pomocy rodziców. Jak wspomniałem, sam nawet budowałem szklarnie. Zacząłem od dziesięciu okien inspektowych, a doszedłem do trzech pięknych hal, 1200 mkw. oraz 2 tys. pomidorów i 2,5 tys. róż pod szkłem. Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję, ale co ważne, długo bardzo ładnie przeplatała się właśnie z rajdami. Bo w obu pracach ważna jest precyzja działania, punktualność, już pan jeździł, były docinki, że w rajdach bierze udział ogrodnik?Absolutnie nie. Andrzej Borowczyk – który był też rzecznikiem naszego teamu z Krzyśkiem Hołowczycem – kiedyś pięknie napisał, że „u Maćka Wisławskiego róże kwitną zgodnie z kalendarzem rajdowym”. Czyli wysyp kwiatów nie kolidował z terminami rajdów, bo tak to należy rozumieć. Ale w latach 90., kiedy już zaczęliśmy na poważnie jeździć z Krzyśkiem, wszystko zlikwidowałem. Spadła koniunktura, my byliśmy coraz bardziej zaangażowani w sport, były wszystkie te zajęcia na rzecz sponsorów, konferencje, jubileusze, spotkania integracyjne. Tak więc wszystkie swoje cechy, tak potrzebne w ogrodnictwie, przerzuciłem na rajdy. Nie miałem już czasu na nic wtedy, na początku, rodzina nie protestowała, kiedy zamiast doglądać szklarni, wolał pan siedzieć w samochodzie?W rodzinie nie było specjalnego zdziwienia, bo początkowo to moje rajdowanie było dość „miękkie”. Czasami pojechałem dwie rundy mistrzostw Polski jako kierowca, czasami jako pilot, a tak na poważnie, wszystko zaczęło się dopiero w 1977 r. od startowania jako pilot w jednej z dwóch fabrycznych załóg w FSM-ie (Fabryka Samochodów Małolitrażowych – red.). Chociaż taki pierwszy prawdziwy rajd, w którym jechałem jako pilot, zaliczyłem nieco wcześniej i był to Rajd Warszawski. Jechałem z Heniem Manderą, notabene też z Wartburgiem, ale już lepiej przygotowanym. Pamiętam, że to był dla mnie kubeł zimnej wody na głowę, bo dopiero tamten start pokazał mi, co to naprawdę znaczy być pilotem siedzącym obok zawodowego kierowcy z ambicjami, techniką, zapleczem, świetną mechaniką. Wtedy chyba przestałem być takim sympatykiem rajdów, gościem, który się o te rajdy tylko ocierał, podobało mu się to towarzystwo. Zostałem kimś musi być bezbłędny nawet w momencie najwyższego stresu. Pan zawsze miał do tego charakter?Wie pan co jest w tym wszystkim najważniejsze? Najważniejszą cechą pilota rajdowego jest ogromny optymizm, taka umiejętność pozytywnego postrzegania wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Trzeba być taką gąbką, która jest w stanie wchłonąć te wszystkie negatywne emocje, jakie niekiedy buzują w zespole że potrafił pan tryskać humorem nawet wtedy, kiedy w samochodzie nie ma już przedniej szyby, a koło prawie jest Zawsze było: „Jedziemy, jedziemy, jedziemy… człowieku nie narzekaj… jedziemy, jedziemy, jedziemy… nie gadaj, tylko jedziemy, jedziemy, jedziemy!”. Ale ja w życiu prywatnym też jestem pogodnym facetem. Wyznaję taką filozofię, żeby nie martwić się tym, że przekwitło?Tak, bo później wszystko zawsze rozkwita. Jak w nie jest pana w stanie wyprowadzić z równowagi nawet wielogodzinny takie piękne powiedzenie, że głową muru się nie przebije. Jeżeli zdamy sobie z tego sprawę, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu, to w ogóle dajmy sobie z tym spokój. Zapomnijmy o tym. Poza tym przecież ten korek w końcu się ruszy. Bo co pan zrobi? Nie ma pan przecież śmigła na dachu, żeby polecieć nad prawda, że właśnie na takie nieoczekiwane okazje zawsze wozi pan ze sobą jednorazówki do golenia?To wszystko prawda, nadal wożę taki zestaw w małej reklamóweczce. Mam w nim maszynkę do golenia, pastę i szczotkę do zębów, jest też grzebyk – takie podstawowe rzeczy. Bo różnie może być, wyjeżdża pan czasami na cztery godziny, ale coś pana przyblokowało – jakaś śnieżyca czy coś innego – i wraca się następnego dnia. A tak rano można wstać, ogolić twarz, umyć zęby i być jak normalny, biały człowiek. Przecież trzeba jakoś rajdowym jest od ponad czterdziestu lat. Czyli jak mało kto widzi, jak bardzo zmieniały się rajdy. Przechowuje pan na przykład opisy tras sprzed kilkudziesięciu lat? Podejrzewam, że mocno różnią się od zupełnie coś innego, bo kiedyś zakręty na odcinku specjalnym opisywało się na prędkości. „Lewy 70, prawy 80, prosta 100, tutaj ciąć, tutaj nie ciąć” itd. Potem doszły do zakrętów biegi. Na przykład „lewy dwa gaz”, albo „lewy trzy pełny gaz”. Było wiadomo, że na danym biegu można było osiągnąć taką i taką prędkość, a na pół-gazie jeszcze inną. I w takich właśnie widełkach poruszali się kierowcy. Potem – kiedy już zacząłem jeździć z Krzyśkiem – doszedł jeszcze opis kątowy, bo przy silnikach, które miały ogromny moment obrotowy, dany zakręt można było przejechać nawet na trzech różnych biegach. Dlatego bez sensu było pisanie na przykład „dwa pełny gaz”, a więc zakręty opisywało się tak jakby stopniami trudności. Kątami między godziną 12, a kolejnymi patrząc od góry. Przy czym 5 i 6 to były bardzo łagodne łuki. Można powiedzieć, że tak jakby wystawiało się zakrętom oceny szkolne. Jedynka była więc najgorsza, kiedy w 2009 r. został pan wicemistrzem Rally America w Stanach Zjednoczonych, to ponoć dostaliście do ręki gotowe opisy. Nie było strachu, że to jednak nie jest własny opis trasy, tylko organizatorów?No właśnie nie, to było coś fantastycznego! To było fenomenalne wyzwanie dla pilota. Od razu przekonałem się, że opis był perfekcyjny, że każda ocena była bardzo wierna. I obojętnie czy to było Kolorado, Minnesota, Oregon czy Missouri. Dopiero tam, po tylu latach startów, zrozumiałem, jak rzeczywiście ważną rolę pełni pilot. Że jeżeli jest dobry opis odcinka, to siada dwóch gości i oni jadą, chociaż wcześniej nie widzieli na oczy nawet metra o to, bo tutaj dochodzimy do momentu, że trzeba zaufać komuś obcemu. Być może nie każdy jest na tyle odporny, żeby uwierzyć, że dany zakręt, który widzi się pierwszy raz w życiu, można pojechać na przykład 140 km/ jest bardzo ciekawy temat – zaufanie. Ludzie bardzo często pytają mnie: „Wiślak, ty to musisz mieć cholerne zaufanie do swoich kierowców”. Ja mówię: „Ale człowieku, ja nie miałem nigdy żadnego zaufania do tych gości. Dla mnie satysfakcją było jednak to, że to oni mieli do mnie zaufanie”. Bo to ja jestem tą osobą, która „rozwija” obraz drogi odcinka specjalnego, gdzie przecież naprawdę jedzie się bardzo, bardzo powtarza pan, że pilot musi być dla kierowcy Nie chciałbym podawać nazwisk – ponieważ zaczynałem z wieloma kierowcami, kiedy byli jeszcze nieopierzeni – ale początkowo w moich relacjach z kierowcami ten autorytet zawsze był obecny. Ale później, kiedy ich umiejętności i wyniki rosły, moja rola nieco się spłaszczała. No i można powiedzieć, że czasami jajo zaczynało być mądrzejsze od kury. I wtedy robi się już trochę gorzej, bo to jednak sport ekstremalny. Ta zabawa wymaga ogromnej pokory, ogromnego dystansu i bezbłędności. A taka nadmierna wiara w siebie, granicząca niemal z pychą, szybko może doprowadzić do upadku. Trzeba mieć naprawdę wielki talent, który polega na znalezieniu tej kreski, tego marginesu, którego przekroczyć nie wolno. Niektórzy jeździli po prostu tempem, które jeszcze nie było dla nich. Widziałem wiele takich talentów, które nie potrafiły respektować tej swojej cieniusieńkiej linii, której przekraczać nie się, że Hołowczyc lubił te granice przekraczać. Pamięta pan, kiedy się poznaliście?Byliśmy na zgrupowaniu Polskiego Związku Motorowego w Karpaczu, ja jako pilot, on oczywiście jako kierowca. Tam się poznaliśmy. Sprawiał wrażenia młodego, fajnego gościa. Wcześniej widziałem go chyba w 1984 r. na prologu Rajdu Kormoran. Jeździł cholernie dynamicznie, chyba nawet szybciej niż wtedy powinien. Ale on zawsze bardzo chciał, widać było, że szybka jazda to jego życie, że coś się musi dziać. W końcu w 1989 roku zapytano mnie, czy chciałbym z nim pojechać, sprawdzić go, bo chcieli dać mu fabrycznego Fiata. Wcześniej jeździłem z Pawłem Przybylskim, a Hołek był gościem, którego czasy Paweł zawsze sprawdzał w pierwszej kolejności. To był jego pierwszy rywal. No i zaczęliśmy jeździć, dalsza historia jest już chyba zdobywaliście mistrzostwo Europy w 1997 r. rajdy były w Polsce były bardzo popularne. Dziś trudno sobie to wyobrazić, stała się to bardziej rozrywka dla mi się, że stworzyliśmy wtedy jakąś wyjątkową wartość w oczach milionów kibiców. Nie wiem jak to się stało, ale tak było. To, że Krzyśka ludzie znają, to nic dziwnego, bo jest celebrytą, ale że po tylu latach mnie? To mnie cały czas pan z nim mnóstwo przygód na trasie. Podczas niedawnego wywiadu dla Weszło Hołowczyc opowiadał, jak w trakcie rajdu na Wyspach Kanaryjskich wyskoczyła wam przed maskę koza. Pamięta pan to?Rzeczywiście była taka sytuacja. Pamiętam, że było tam bardzo dużo półek skalnych, stromych stoków nachylonych może pod kątem 45 stopni. I wiadomo, stada owiec czy kóz zawsze gdzieś tam się pasły. Któregoś dnia jedziemy odcinek specjalny, ja dyktuje trasę, tu zakręt taki, tu prosta, tu hamowanie, tu nawrót, tu tniemy. W pewnym momencie jedziemy dość szybko – ale bez wielkich szaleństw, bo to jednaj półka skalna – i było przed nami jakieś sto metrów prostej. Sunąc setką pokonuje się to w jakieś cztery sekundy. Patrzę, a kilkadziesiąt metrów przed maską wyskakuje nam właśnie ta koza. Zwierzę w szoku, stoi na środku, nie wie co się dzieje, ale nagle zza barierki wyskakuje facet, który chce ją złapać. Prawie że próbuje ją chwycić za ogon i jakoś udaje mu się ją uratować. I mówię do Krzyśka „… sto prostej, lewy trzy – zobacz jak on ją musiał mocno kochać! – hamowanie, nawrót dwa…”.Gratuluję podzielności bardzo wiele podobnych sytuacji. Chociażby podczas Rajdu Krakowskiego, gdzie jechaliśmy odcinek specjalny po szutrze na poligonie. Jest mokro, ślisko, jedziemy prostą i obok – jak to na poligonie – był taki betonowy płot. Zwykle przeskakiwali przez niego żołnierze, ale wtedy akurat siedziało pod nim mnóstwo kibiców. Dosłownie jak jakieś wrony. Wszędzie. Ten płot stał może ze dwadzieścia metrów za takim skrzyżowaniem w kształcie litery T. Zakręt był więc pod kątem prostym, a my mieliśmy tam jechać w prawo. Wychodzimy z Krzyśkiem naszą Toyotą Celicą ze szczytu, grzejemy szybko, bo mamy prostą. Samochód pędzi ponad „stówę” i ci ludzie siedzący na płocie nie wierzą, że jest on w stanie zahamować. W ich wyobraźni w ogóle nie mieścił się, że auto zahamuje, oni są święcie przekonani, że za dwie sekundy pieprzniemy w ten płot. Jedziemy, a ja dyktuję: „Za szczytem sto prostej, hamowanie, prawy trzy – o zobaczą jak spierdalają! – prosta…”. Zarejestrowałem to wszystko w trakcie dyktowania, bo ci ludzie spadali z tego płotu jak ulęgałki, gruszki pan jeszcze jakieś inne dziwne sytuacje z rajdów?Było ich sporo, bo Krzysiek jeździł bardzo szybko, mieliśmy bardzo mocne samochody. Pamiętam, że jak czasami jeździliśmy w tych krajach trochę drugiego świata, jak Bułgaria czy Grecja, to tam ludzie – często miejscowi górale – nie byli przyzwyczajeni do takiej dynamiki samochodów. Siedzieli przyklejeni do jakichś barierek, na zboczu tuż przy nawrotach i nie mieściło im się w głowie, że ten samochód może zahamować i skręcić. My wychodzimy zza zakrętu jak pocisk, według nich auto już dawno powinno hamować, ale nie, ono dalej sunie. Pamiętam jak dziś, jak ci ludzie dosłownie na czterech łapach uciekali wspinając się do góry, tak się bali!Mówi się, że Hołowczyc – chociaż zawsze był ryzykantem – potrafił jednak w odpowiednim czasie i miejscu zabrać nóżkę z gazu, co ponoć kilka razy was to nazywam intuicją. Potrafił wyczuć, że coś się może zdarzyć. Ale miał też przy tym fantastyczną, cholerną wyobraźnię. A to jedna z dwóch podstawowych cech kierowcy rajdowego: wyobraźnia i podzielność uwagi. Innych rzeczy można się nauczyć, ale to już trzeba mieć od Boga. I on to miał. Jeśli chodzi natomiast o tę jego intuicję, najlepiej obrazuje to przygoda z Grecji, kiedy wyjechała nam na drogę dłużyca z drewnem. Coś niesamowitego. To była właśnie taka sytuacja: wydawało się, że można docisnąć gaz, ale on kurczę akurat zdjął szczęśliwie nogę z pedału. W tym momencie auto hamuje, my patrzymy, a tu wyjeżdża taka dłużyca ważąca ze trzydzieści ton, wioząca kilkadziesiąt bali drewna o średnicy 50-60 cm. Gdybyśmy w to walnęli, nie byłoby co zbierać… Do dziś to pamiętam. Podobnych momentów były dziesiątki. Gdzieś za szczytem jest pusta droga, wydaje się, że nie ma prawa tam nikogo być, ale Krzysiek noga z gazu, patrzymy, a tu stado dzików na drodze. Gdzie chwilę wcześniej mieliśmy na zegarze 160 km/h. Wyskakiwały nam samochody, ludzie, coś co może pojawiać się tylko w normalny ruchu. Najwyraźniej mieliśmy to coś, co potrafiło uchronić nas od nieszczęścia. Krzysiek, oprócz talentu, zawsze to pan o talencie. Co pan sądzi o obecnych czołowych polskich kierowcach? Jest w ogóle szansa, żeby rajdy były u nas chociaż w części tak popularne jak 20 lat temu, czy to tylko mrzonka?Trudno jest mi o tym mówić, bo jestem pełen szacunku dla wszystkich ludzi, którzy biorą udział w tym sporcie. Bo jest bardzo trudny. Ale niestety, o obecności w nim w dużej mierze decydują pieniądze. I ktoś kto ma ogromny budżet, ma szansę pokazać swoje predyspozycje, nawet jeśli są one mniejsze niż u innych. A jeśli ktoś takiej dużej kasy nie ma, chociaż jest dobry, to po prostu nie ma szans. Dlatego kto wie, być może mamy w Polsce więcej talentów, ale ci goście po prostu nie mają szansy zaistnieć. Z tego powodu ciężko powiedzieć, że ten jest wielkim talentem, a ten mniejszym. Wiadomo, taki Kajetan Kajetanowicz jest wielkim talentem, człowiekiem ogromnej pracy, ma ducha walki i dużo rajdowej mądrości. Problem jednak w tym, że Kajetanowicz już nic więcej nie zrobi. Ludzie często pytają mnie, czy miałby szanse zrobić coś w mistrzostwach świata: nie, żadnych. Bo to jest przynajmniej 15 lat za późno. Mistrzostwa świata to zupełnie inna liga. Dlatego cieszmy się tym, co jest. Kajto pewnie trzeci raz zrobi mistrza Europy i że Kajetanowicz na powitanie potrafi pocałować pana w rękę. Dla wielu ludzi polskiego motorsportu jest pan trochę jak wyrocznia. Każdy zwracają uwagę, jakie jest pana zdanie na dany temat. Nie krępuje to pana czasami?Ja siebie nie uważam za żadną wyrocznię, po prostu za zwykłego przeciętnego człowieka, takiego jak z dziesięć milionów innych Polaków. Moim największym sukcesem w życiu poza rodziną jest to, że ja nie mam wrogów. Ludzie czasami pytają mnie dlaczego ich nie mam. Dlaczego? Bo ja się zadaję tylko z właściwymi ludźmi. A taki Kajetanowicz, który jest jednym z nich, to bardzo pogodny gość mający ogromne poczucie humoru i dystans do wszystkiego. On wie, co mi zawdzięcza i być może wyraża to – chociaż oczywiście z żartem – całując mnie czasami w rękę, kiedy ściskamy się na powitanie. On z uśmiechem wyraża bardzo ważną treść, bo wie, że to, gdzie jest w tej chwili, zawdzięcza też mnie, chociaż oczywiście bez wątpienia też swoim rajdowym predyspozycjom. Ale z drugiej strony – bądźmy szczerzy – co by było po jego predyspozycjach, gdybym ja nie stanął na jego drodze? Mógłby je sobie w dupę wsadzić (śmiech). ROZMAWIAŁ RAFAŁ BIEŃKOWSKI Fot. archiwum prywatne/

Jestem Mamą:)To prezent dla wszystkich MAM. Dla starszych, średnich wiekiem i młodych. Dla Tych, które nosiły pod sercem dziecko i dla tych, którym nie było

Moja kariera zaczęła się dwa dni temu, Kiedy wpierdalałem słoik dżemu, Nie wiedziałem nic o tym nigdy, nie, Lecz ten dżem zadziałał mnie, W głowie, na Bemowie, kiedy wsiadałem do samolotu, Widziałem parę dzikich kotów, Wyskoczyły za mną i zaczęły grać, A ja na to im idźcie spać Wymyśliłem i użyłem, I stworzyłem to co marzyłem, Miałem wszystko lecz nic nie mam, Ale to powstanie jakaś wielka wena, Z tego nic nie będzie choć powstanie, Jeden powie drugi na "nie", Powie jedno słowo co ja wiem, i nie będzie w okół żadnych ściem, To jest dobre, Bo życie się rozciąga, I wena jest King-Konga Jest wielka,dziwna, I nic nie mówi, Moje życie jest, Tak dla ludzi, Grające, uśmiechające, nic nie widzące Będę sobie tworzył, Będę sobie grał, Będzie coś jechało, Powiem trala-la, Wytworzymy wszystko co ma być I będzie dobrze, Dobrze żyć, Na starość myślę, Na emeryturze, Zagrać sobie muzę, A kiedy stchórzę, To wypierdalać będę, Z jakiejś scenki, I robi będę, Dziwne kurwa dźwięki, To będzie kurde, Mój wielki koniec, Bo nie jestem Don Wasyl, I wszystko o nim
Która wojna trwała od 1 września do 2 września? 2012-06-25 18:32:04; Ile dni trwała twoja głodówka? 2012-08-28 23:10:22; na przełomie września i października ma być .. ? 2010-09-06 07:53:36; Ile dni trwała wasza 5 ? 2011-11-19 14:54:05; Kiedy się zaczęła i zakończyła 2 wojna światowa? 2012-05-29 16:13:33; Jakie znacie piosenki
Dorota Korczak robi karierę na wybiegu. Studentka spod Wschowy za kilka dni jedzie na półfinał Miss Polski. Sypią się dla niej propozycje sesji zdjęciowych i pokazów z Siedlnicy pod Wschową znalazła się wśród 50 najpiękniejszych w kraju. Za tydzień będzie wiadomo czy wystąpi na finałowej gali Miss Polski. A jej przygoda z konkursami piękności zaczęła się w Sławie. - Teraz cieszę się, że dałam się namówić dziennikarzom ,,Gazety Lubuskiej'' do startu w konkursie - opowiada D. Korczak. - Tam się wszystko ją sukcesDorota wprawdzie nie wygrała, ale została pierwszą wicemiss Sławskiej Plaży. Jednak zauważyli ją regionalni organizatorzy konkursu Miss Polski. Od nich dostała przepustkę do udziału w takiej imprezie. Opłaciło się. - Zostałam drugą wicemiss Dolnego Śląska - opowiada. - Dostałam się też do ćwierćfinału Miss Polski. Byłam na pokazie w stolicy, tam prezentowałyśmy się jurorom, opowiadałyśmy o sobie. I tak dostałam się do półfinału, dla mnie to i tak ogromny sukces. Zwłaszcza, że rywalizowało ze mną tyle pięknych i inteligentnaLada dzień jedzie do Sieradza, tam będzie walczyć o przepustkę do finału. Od ubiegłego roku, gdy D. Korczak została jedną z plażowych piękności została też wybrana dwukrotnie miss bikini. Raz w Legnicy, drugi raz we Wrocławiu. - Nie nudzę się, bo regularnie uczestniczę w pokazach mody - zapewnia. - Moja kariera nabrała mówi, ma wiele propozycji sesji zdjęciowych i reklamowych. Ale nie może z nich skorzystać bo tym przekreśliłaby swój udział w Miss Polski. A chce spróbować swoich sił, zwłaszcza, że bardzo daleko piękności i udział w pokazach mody młoda mieszkanka Siedlnicy traktuje jako hobby. Nie zaniedbuje przez nie swojej edukacji. Choć większość jej rówieśników ma już wakacje, ją czeka jeszcze jeden egzamin. - Została mi na koniec sesji matematyka - zdradza młoda studiuje finanse i bankowość we Wrocławiu, udowadnia w ten sposób, że uroda i inteligencja potrafią iść w parze.

Aktualnie od 3 tygodni biorę cipronex w dawce 2 razy po 500 mg. Parę dni temu dziwnie zaczęła mnie boleć prawa ręka od łokcia w górę tak jakby ścięgna. Nie mogę podnieść do góry, nie mogę nią kręcić ani nic odkręcić.

ja robie pazury 5 lat,kiedys chcialam isc do szkoly plastycznej ale nie ze mam zdolnosci plastyczne i lubie zadbane paznokcie,poszlam na robie to co lubie i przy tym zarabiam kasie :D Odpowiedz ja gdzies 3 lata temu podpatrzylam u kolezanki jak robi kwiatki z cekinow ;] wydawalo to mi sie nieziemsko trudne,ale jak sprobowalam to sie okazalo ze jest to banalne ;] pozniej sama zaczelam wymyslac i kombinowac rozne wzorki ;] tak juz zostalo :D Odpowiedz Ja siedziałam dwa lata w domu bez pracy i mówię sobie dość coś trzeba wymyślić i moja kuzynka podsunęła mi pomysł idź na kurs zakładania tipsów i tak się to wszystko zaczęło zapraszam Odpowiedz mnie bardzo interesowały ładne chciałam zajmować się czymś przyjemnym z wykorzystaniem moich zdolności przyjaciółka postanowiła zrobić sobie tipsy więc poszłam z nia do stylistki i podglądałam jak to sie moja siostra zasponsorowała mi materiały i zaczełam próbować na nie żle mi szło wiec zrobiłam tym sie zajmowac i polecam nie zdecydowanym. :P82 Odpowiedz Madziapus napisał(a):Witam, moja wlasnie sie zaczyna lol za tydzien mam studniowke i postanowilam zafundowac sobie cos specjalnego :) nadal nie moge sie zdecydowac czy maja to byc akryle czy zelowe wiec jesli mozecie to przyblizcie mi roznice miedzy nimi :) Polecam przejrzenie forum na którym jest dużo postów dotyczących wybory metody. Oto jeden z nich: Odpowiedz Witam, moja wlasnie sie zaczyna lol za tydzien mam studniowke i postanowilam zafundowac sobie cos specjalnego :) nadal nie moge sie zdecydowac czy maja to byc akryle czy zelowe wiec jesli mozecie to przyblizcie mi roznice miedzy nimi :) Odpowiedz a ja seidzialam tego zimowego dnia i zaczelam robic rozne wzorki lakeirami........ Odpowiedz Moja przygoda z pazurkam zaczeła się od akrylu :) potem zaczełam bawić się lakierkami, próbowałam testowałam i tak to sobie leci do dziś :) Od jakiegoś czasu (pół roku) zajmuje się już pazurkami w szerszym gronie:-) tzn. zajmuje sie pazurkami znajomych :) Może też do mojego zainteresowania pazurkami przyczyniła się w sumie to już hobby jakim jest wizaż, po wielu latach krótkich pazurków udało mi się "wychodować" długie. Pozdrawiam Agnieszka Odpowiedz U mnie to zaczęło sie jakoś pewnego pięknego dnia. Mam podobno wielkie zdolności manualne i tak jakoś poprostu moje pomysły z wzorkami zaczęłam przekładać na paznokcie. Odpowiedz Poszłam do stylistki założyć sobie żelki... i po 3 dniach się, bo to trochę pracowałam wtedy,byłam rok po studiach, wiec postanowiłam że zajmę się tym tematem, a zawsze lubiłam bawić się kosmetykami - twarz, do Kielc na kurs i tak się pracuję w innym zawodzie a pazurki to zarobione pieniądze wydaję na zaopatrzyłam się w kolorowe akryle i próbuję coś nowego. Odpowiedz JA ZROBILAM SOBIE W ZESZLE WAKACJE AKRYL A POTEM KUPILAM SOBIE TAK DO DZI SAMA PROBUJE ALE MYSLE O KURSIE BO BEZ NIEGO TO SIE NIE OBEDZIE PO ZDRAWIAM Odpowiedz Teraz jestem na etapie myślenia o własnym saloniekto by nie chcial ale to staszne koszty :( Odpowiedz Nie potrafię sobie przypomnieć od czego tak naprawdę sie zaczęło...ale wiedziałam ,że to jest dla mnie i że chcę to robić w życiu. Skończyłam szkołę średnią...(później poszłam do pracy,zupelnie z tym nie związanej), po czym zaczęłam studium kosmet. i w trakcie zrobiłam kurs przedłużania paznokci. Było to możliwe tylko dzięki temu,że pracowałam(w innym zawodzie). Z zawodem jestem związana do dzisiaj...koleżanki są zadowolone,ja mam stałą praktykę Jak narazie mam dobrą pracę,dlatego nie szukam pracy w ukochanym zawodzie...gdy tylko "dobre" sie skończy,nie będę zarzucać sobie tego,że nie wyćwiczyłam zawodu stylistki paznokci, tylko śmiało mogę starać się o pracę w tym właśnie zawodzie pozdrawiam Odpowiedz Moja przygoda z pazurkami sięga mroków niemapięci, czyli młodej podstawówki w latach 80. Uparłam się, że chcę lakier no i mama kupiła mi na jakimś wyjeżdzie taki perłowy, dodam, że już wtedy mi się nie podobał, ale cóż... Potem malowałam sobie paznokcie różnymi, ale zawsze matowymi kolorami. Na imprezy szły nawet trzy kolory w ruch! Potem byłam modelką na szkoleniu z żeli i tak mi baba zjechała paznokcie, że do dziś są średnie a było to z 5 lat temu.... Zniechęciłam się do tipsów. Jednak gdy w pracy zobaczyłam śliczne tipsy na szablonie robione przez mistrza Polski, tez się do niego zapisałam i on mi robił pazurki, a potem... już z górki- szkolenie, pierwsze akryle na rodzince, pierwsze niepowodzenia i radości, dobre porady tu z forum, kolejne szkolenia i kolejne... Stałe klientki i zarobki. Teraz jestem na etapie myślenia o własnym salonie. Odpowiedz Moja przygoda z malowaniem pzurków, zaczeła się jakies 5 lat temu od balu kończącego 8 klase :) koleżanka, zaporoponowała mi, ze jej mama, która róbiła w tym czasie kurs, pomaluje mi paznokcie. Bardzo spodoabało mi się, jak to robiła i jaki był tego rezultat :) Miałam, chyba najładniejsze paznokcie na całej imprezie!!:mrgreen: Od tamtego czasu sama maluje i próbuje nowe, gdzies podpatrzone wzorki :) Po maturce, w planach mam wybrać się do szkoły kosmetncznej, lub na jakis kursik. Bardzo lubie zajmowac sie malowaniem pazurków, choć nie zawsze znajduje na nie czas :( mam nadzieje,że zmieni sie to jak najszybciej :) Pozdrawiam :) Odpowiedz No ja również wybrałam sie na kurs-spodobało mi sie i potem na kolejny też mi sie spodobało i teraz dręcze i męczę moje znajome :) do czasu kiedy mam nadzeje pójde do szkoły kosmetycznej :) Odpowiedz Nosiłam żelki jakieś 6 lat temu - chyba przez dwa lata. Później zabrakło funduszy, a moje naturalne paznokcie były w porządku, umiałam je zapuścić, więc dałam sobie spokój. We wrześniu zeszłego roku moja siostra wychodziła zamąż i jak na złość dwa tygodnie przed weselem połamały mi się moje śliczne paznokietki - poszłam więc założyć sobie żelki. Ot - tak na "jeden raz", aż do odrośnięcia. Ale za miesiąc okazało się, że koleżanka wychodzi zamąż i idę na wesele - więc poszłam na uzupełnienie żelków. A później to już tak się przyzwyczaiłam, że nie chciałam chodzić bez nich i postanowiłam - pójdę na szkolenie i sama będę dbała o swoje żelki lol Odpowiedz Od mojej siostry. Raz jej koleżanka spytała czy mogła by jej dłonie "wypozyczyć" na pokaz. "Wypozyczyła" pieknie jej pomalowała siostrze się spodobało, pokazała mi jak to wyglada no i sie zaczeło. Odpowiedz ja wiszialam u siostry swojej jeden wzorek, podpatrzylam, sprobowalam, i tak sie zaczelo... Odpowiedz Ja odkoad pamietam lubilam dlubac w jeszcze nawet nie pomyslabym ze bede sie tym zajmowac zawodowo lubilam robic manicur pedicur mamie czy siostrze (to byl dobry obajaw :D) A gdy moja kolezanka podsunela mi konkretna oferte skonczenia kursu nie zastanawialam sie ani chwilki :P Odpowiedz anizdura napisał(a):a czy jest jakaś osoba która sama podpatrzyła jak to robią profesjonalistki i potem sama próbowała, bez żadnego kursu??? Ja tak zrobiłam. I jak moja koleżanka (stylistka pazórków) to zobaczyła powiedziała ze powinnam iść w tym kierunku bo mam predyspozycje i zdolności (a mi się wydaje ze jednak nie bo mi moje pazurki sie nie podobają). Nieposłuchałam i zajmuje się czym innyma pazórkami zajmuje sie prywatnie (przeszkolenie posiadam już bo uczyła mnie kleżanka ale ponieważ nie był to jakis kurs to papierka nie mam). Odpowiedz *Vitalinea* napisał(a):cytrynka napisał(a):ja to lubie robic i nie wyobrazam sobie abym miala siedziec za biurkiem i sie nudzic :) teraz jeszcze ucze sie robic zel Uwierz mi że za biurkiem można się nie nudzić :) Pracuję za biurkiem i bynajmniej nudy nie ma:) Może dlatego że mam fajną pracę :)moze i masz racje :) to gratuluje fajnej pracy ja jednak wole robic to co robie:) chce jeszcze nauczyc sie robic na frezarce i zele i juz bedzie git Odpowiedz ja ze sztucznymi paznokciami mam wspólnego tyle, że kupuję paczkę tipsów i na nich tworzę wzorki :P a pierwszy wzorek (na moich własnych paznokciach i ogólnie pierwszy) udało mi się zrobić na koniec 3 klasy gimnazjum. Praca na plastykę pod tytułem pies. Nie umiem ładnie malować, dlatego zawsze wymyślałam coś oryginalnego. Plastyk na widok mojej pracy zrobił takie oczy -> przyznał, że malowanie na paznokciach to dla niego głupota i postawił mi 6 :P64 za pomysł i estetyczne wykonanie kiedyś miałam tego zdjęcie w galerii, ale słabo było widać Odpowiedz cytrynka napisał(a):ja to lubie robic i nie wyobrazam sobie abym miala siedziec za biurkiem i sie nudzic :) teraz jeszcze ucze sie robic zel Uwierz mi że za biurkiem można się nie nudzić :) Pracuję za biurkiem i bynajmniej nudy nie ma:) Może dlatego że mam fajną pracę :) Odpowiedz A ja zawsze dbałam o swoje naturalne paznokcie,aż pewnego dnia poznałam w gg dziewczyne z Wawy która robi paznokcie zawodowo, no i tak sie zaczęło. Zaprosiła mnie kiedys do siebie i powiedziała ze pomaluje mi ładnie paznokcie, wysłała mi stronki ze zdobieniami i ja wtedy oszalałam. Spytałam ja jak mozna wdrozyc sie w świat paznokci, więc ona dała mi namiary na euro fashion , poszłam na szkolenie, spodobałam sie pani która mnie szkoliła po kursie od razu zostałam u niej w pracy, a teraz od dwoch tygodni mam swój salon :D i jestem bardzo zadowolona, bo mimo tego ze to poczatki i dość martwy miesiąc jeslśli chodzi o klientki to ja każdego dnia mam kogos na paznokciach, a to dopiero sie zaczyna. Mam taka nadzieje lol Pozdrawiam Odpowiedz ja najpierw zakładałam akryle w salonie - wydawało mi się to strasznie proste i stwierdziłam że mogę to robić sama... jednak gdy poszłam na kurs okazało się że to wcale nie jest takie łatwe :D trzeba mnóstwo ćwiczyć, wyrobić sobie odpowiednią metodę pracy, wybrać najlepsze produkty i jeszcze raz ćwiczyć, ćwiczyć... ale teraz jestem tym zachwycona i uwielbiam zakładać akryle i je zdobić Odpowiedz Ja zaczęłam chodzić do kosmetyczki i ona zaczęła mi malować paznokcie .Po pewnym czsie doszłam do wniosku ,że tak malować mogę sama i zaczęłam sobie malowac. Te moje paznokciowe wypociny spodobały się koleżankom i zaczęłam im malować paznokie za co raz częściej pytały mi się czy przedłużam paznokie? I to zadecydowało ,że poszłam na kurs. Po kursie stwierdziła,że interesuja mnie nie tylko pzanokcie ,ale także kosmetyka twarzy i wybrałam się do szkoły tym roku już kończę i zostanę kosmetyczką!!!!!! Odpowiedz po to wlasnie wymyslili sztuczne pazurki :) ja sie zajmuje pazurkami w pracy :) a po kursie jak zobaczylam ze mozna na tym jeszcze zarabiac to juz w ogole bylo suuuper Odpowiedz to ja zazdroszcze naturalnych pazurkow :) . Moje naturalne tak wygladaly ze facet nie ma watpliwosci czy z akrylem lepiej. Odpowiedz to masz suprer faceta :D::D:D:D moj jest przeciwny abym miala sztuczne pazurki moje mu sie bardziej podobaja Odpowiedz zapomnialam dodac ze wlasciwie w podjeciu decyzji o robieniu akryli pomogl mi chlopak, widzial jak sie wkurzam kiedy zlamie pazura a na wizyte u manicurzystki trzeba bylo troc he czekac , wiec zrobil mi prezent i zamowil zestaw , kobietce u ktorej go zamawial powiedzial ze che taki jakich najczesciej uzywaja w salonach, wiec pani dala mu szybkoschnacy:) Odpowiedz anizdura napisał(a):a czy jest jakaś osoba która sama podpatrzyła jak to robią profesjonalistki i potem sama próbowała, bez żadnego kursu???ja najpierw zrobilam kurs a pozniej podgladalam jak to robia inni wczesniej jakos mnie to nie interesowalo Odpowiedz Mysle ze jest tu duzo takich osob, chociazby dlatego ze czesto zaczynaja eksperymentowac zanim wybiora sie na kurs, ja do tej grupy rowniez naleze. Oczywiscie to nie byo tak ze kupilam zestaw i zastanawialam sie co do czego sluzy tylko pzrygotowalam sie solidnie pod wzgledem teoretycznym i zaczelam cwiczyc(radze zawsze zapoznac sie najpierw z chorobami paznokci i z sposobami ich zapobiegania ,zanim zacznie sie cokolwiek przy nich majstrowac z zelem czy akrylem). Pierwsze moze nie byly piekne ,ale nie nazwalabym je tragicznymi, nie musialam chowac rak ze wstydu a drugie byly juz calkiem ok. zastartowalam od razu od frenchu(akryl na formie). Czesto jest tak ze laicy pytaja sie mnie czy ta sa naturalne paznokcie(sa dosc dlugie) a nie gdzie je zrobilam, wiec chyba niezle wygladaja. Wlasnie jestem na etapie eksperymentowania z zdobieniami kolorowym akrylem:) Odpowiedz a czy jest jakaś osoba która sama podpatrzyła jak to robią profesjonalistki i potem sama próbowała, bez żadnego kursu??? Odpowiedz Ja zaczełam niedawno--choć korciło mnie już wcześniej :) ...Wiecznie zestresowana ,szukająca stylistki co umie to robić--postanowiłam sama się więc kursik..teraz ćwiczę i ćwiczę..no i jestem na etapie rozkręcenia tego jakoś Odpowiedz hej.. ja zaczelam w podstawowce jak zrobilam sobie pierwsze pazurki akrypowe :) i tak juz pozostawo do dzisiaj :P tylko ze teraz juz od roku zaczelam temat zelowy :P5 Odpowiedz nie zajmuje sie pazurkami profesjonalnie i jedyne co robir to zabawa w zdobienia i zakladanie roznych pazurkow u profesjonalistek ale w temacie pazurkowym zaskoczylam 2 lata temu gdy zrobilam pierwsze zelki Odpowiedz ja zaczęłam już w podstawówce na wakacjach :) moje pierwsze doświadczenia z lakierami. były to bardzo modne swego czasu lakiery we wścieklych kolorkach. malowalam nimi cale paznokcie. zadnych wzorków. pierwszy french powstawał przy pomocy taśmy klejącej hihihi( nie wiedziałam chyba wtedy jeszcze o paseczkach). potem juz w liceum znowu malowalam paznokcie na jeden kolorek, najczęsciej jakis fiolet ale w koncu znudzilo mi sie to i wlasnymi silami metoda prób i błędów powstawały pierwsze kwiatuszki itp. w szkole kosmetycznej zrobiłam szkolenie z żeli i tak zakładam je już od stycznia tego roku i po prostu to uwielbiam. Odpowiedz moja przygoda zaczela sie od zeszlorocznych wakacji,kiedy to w Miedzyzdrojach zrobilam sobie pierwsze zelowe znalazm to dzieki niemu poszlam na kurs zelowych pazurkow a obecnie studjuje kosmetologie. Odpowiedz Dziesięć lat temu moja ciocia podarowała mi wielki zestaw cieni, szminek, lakierów. Tak zaczęło się moje szaleństwo 8) Odpowiedz ja to lubie robic i nie wyobrazam sobie abym miala siedziec za biurkiem i sie nudzic :) teraz jeszcze ucze sie robic zel Odpowiedz cieszę się że ktoś wkońcu odpisał dzięki! ja też uważam że chyba nigdy mi się to nie znudzi!!! :P3 Odpowiedz poszlam na kurs manicuru i mi sie spodobalo i robila kolezankom a pozniej poszlam do pracy i tak do dzis nie wyobrazam sibie aby robic cos innegi teraz Odpowiedz Ja pod koniec szkoły kosmetycznej miałam szkolenie pazurkowe. Spodobały mi się żele i zakupiłam sobie wszystko do tej metody :P23 . Od razu poszły w ruch lakiery, cyrkonie, naklejki :P52 ...a potem to już uzależnienie :P7 . Dziwne, bo w szkole średniej obcinałam swoje paznokcie zwykłym obcinaczem :P46 i wolny brzeg był najczęściej pięciokątny :P33 , bo nie zależało mi, żeby je chociaż pilniczkiem zaokrąglić... heh... :P46 Odpowiedz ja kiedys siedzialam w domu i sie nudzilam,to bylo tez chyba w mama miala duzo lakierow,wiec postanowilam sie troche pobawic,malowalam,mazalam i powychodzily mi rozne wzorki(powiem waz ze bylam jeda z pierwszych ze szkoly co miala jakies wzorki na pazurkach) Odpowiedz Odpowiedz na pytanie Moja kariera zaczęła się dwa dni temu, kiedy wpierdalałem słoik dżemu. Nie wiedziałem nic o tym nigdy, nie, lecz ten dżem zadziałał mnie w głowie. Na bemowie, kiedy wsiadałem do samolotu widziałem parę dzikich kotów. Wyskoczyły za mną i zaczęły grać, a ja na to im - idźcie spać. Wymyśliłem i użyłem, i stworzyłem to, co marzyłem. Polscy obrońcy będą musieli w środę uważać. Ich formę sprawdzi czeski napastnik Martin Fenin, który w swoim debiucie w Bundeslidze w barwach Eintrachtu strzelił trzy gole Hercie! 05 Lutego 2008, 08:43 Obrońcom Herthy po każdym następnym golu Martina opadały szczęki, a niemieccy dziennikarze zaczęli sprawdzać, czy w historii Bundesligi debiutant strzelił hat tricka (tak - było czterech). Martin twierdzi, że myślami jest już przy spotkaniu z Polską. - Właściwie to w Polsce zaczęła się moja kariera - wyjaśnia. - Dwa lata temu podczas mistrzostw Europy U-19 zdobyliśmy brązowe medale. A ja przyczyniłem się do wyeliminowania reprezentacji Polski, zdobywając gola na 2:0. A w środę chciałbym też coś strzelić waszym seniorom - dodaje. Super Express Martin Fenin Inne kraje Mecze towarzyskie Eintracht Frankfurt Czechy Bundesliga Piłka nożna Piłka w Europie Piłka nożna w Niemczech To kwestia dni, no możne lat W papierach sukces i kariera Mówili talent, mówili wdzięk Mówili wejdź szeroką bramą wśród ofert rozejrzałam się wybrałam: chce być mamą ref: Jestem mamą to moja kariera Jestem mamą na zawsze od teraz Jestem mamą to premia to awans Jestem mamą Już zatwierdzony mój biznesplan Niecałe 4 lata temu pokazał się szerszej publiczności jako gracz z charakternymi panczlajnami, energią i z daleka bijącą od niego charyzmą. Nie wynikało to tylko z tajemniczego mrocznego wizerunku, ale również, a może przede wszystkim z tworzonej muzyki. Bossman, Minotaur czy choćby _EDIT to numery, które na długo zapadły w pamięć i pozwoliły pokazać się ReTo szerszej publiczności, w dodatku ze swojej najlepszej strony. Cały tekst znajdziecie również w formie audio: Od tych czasów jednak już sporo minęło. Raper kojarzony z New Bad Label ma za sobą wydanie dwóch legalnych solowych płyt i współpracę z niemal całą czołówką polskiej sceny. Od ekipy chillwagonu, którą współtworzy po Quebonafide, Białasa, Bonusa RPK, WSRH, Aviego i wielu innych. Praktycznie w każdym zestawieniu raper nie pozwolił sobie na spadek formy co tylko potwierdza jego skillsy i zasłużone miejsce w mainstreamie. Jeszcze niedawno wielu fanów ReTo czekało na jego wspólną płytę z Borixonem. Kolejny projekt z udziałem rapera to najprawdopodobniej drugi album chillwagonu. Jest praktycznie pewne, że zarówno pierwszy, jak i drugi z wymienionych projektów okaże się sporym komercyjnym sukcesem. Nowoczesne brzmienie w połączeniu z prostymi tekstami, właściwie o niczym konkretnym, to doskonały przepis na pierwsze miejsca OLiS-u. Nie ma w tym ani grama zarzutu, to po prostu stwierdzenie faktu, który w muzyce jest aktualny od lat czy nam się to podoba czy nie. I tu pojawia się zaskoczenie: Wśród fanów ReTo pojawia się coraz więcej osób, którym obecne wybory muzyczne ReTo nie do końca pasują. Głosy niezadowolenia skupiają się na okrojenia tematyki zwrotek rapera tylko do kobiet, hajsu i palenia (kolejność w zasadzie dowolna). Zarzuty pojawiają się również jeśli chodzi o brzmienie, które dla wielu jest zbyt nowoczesne i za bardzo wykraczające poza dotąd przyjęte ramy. Nostalgia słuchaczy za starym, rapowym, charyzmatycznym brzmieniem utalentowanego rapera najpewniej będzie rosła z każdym kolejnym luźnym projektem od ReTo. I wcale mnie to nie dziwi. W muzyce łatwo przesadzić, a przekonanie rapera o jedynej słusznej drodze i nieoglądanie się w tył owszem, może pomagać w wielu sytuacjach. Takie podejście daje bez wątpienia duży komfort i wolność artystyczną, ale na dłuższą metę może być bardzo szkodliwe dla kariery rapera związanego z New Bad Label. „Wyskakiwanie” co kilka miesięcy z kolejnym banalnym muzycznie, ale dopracowanym marketingowo projektem w końcu znudzi większą część odbiorców. Nawet najbardziej uniewrażliwione na muzykę dzieci w końcu dorastają i szukają bardziej skomplikowanych treści. Numerów traktujących o czymś konkretnym, z czym będą mogli się utożsamić i odnieść to do własnej rzeczywistości. Mam nadzieję, że oprócz projektu z Borixonem oraz kolejnego chillwagonu ReTo ma w planach również coś bardziej „złożonego”. A może to właśnie taktyka tworzenia prostych nagrań i sprzedawania ich w wielotysięcznych nakładach jest właściwa. W końcu z każdym rokiem przychodzi kolejny rocznik młodych niczego nieświadomych słuchaczy i nie ma potrzeby silenia się na tworzenie bardziej ambitnych nagrań? Czas pokaże. Parę dni temu po tym jak zaczęła mi się miesiączka odczuwalam pieczenie, ból przy siadaniu i oddawaniu moczu. Z początku myslalam, że to podrażnienie przez ranke, która zrobiła mi się podczas stosunku. Dzień później przy okazji prysznica wykrylam "guzki" w okolicach pochwy/pośladków.
W kwietniu 2011 roku, w Kolobrzegu nad pieknym polskim morzem, dostalam prace marzen - jako trenerka w miedzynarodowym warsztatcie dla seniorow “Dancing with memories on stage.” Pierwsza powazna praca od czasu powrotu z podrozy zycia i rocznej przerwy od naszego matrixa. W ostatnim dniu przyjechali do nas z wizyta goscie z Warszawy, pracownicy Narodowej Agencji Programu Grundtvig. Pani Joanna Replin okazala sie sympatyczna i pomocna osoba. Pamietam nasza rozmowe jak dzis: - Czym sie pani zajmuje pani Mario?- Prowadze warsztaty dla seniorow. - To napewno zainteresuje pania program Asystentury Grundtviga, prosze sobie sprawdzic na naszej stronie. W razie jakichkolwiek pytan napisac do mnie, chetnie pani pomoge. I tak trafilam na strone Asystentur Grundtviga, i zaczelam jej studiowanie. Photos by: Marcin Urban Wiecej na stronie:
Teresa jest bardzo miłą, spokojną kobietą, nigdy nie wtrąca się w sprawy rodzinne moje i mojego męża, ale w ogóle nie pomaga. Jestem mężatką od 12 lat i wydaje mi się, że kiedyś była inna. Ale odkąd przeszła na emeryturę, zaczęła oszczędzać i odkładać pieniądze. Nie daje nam ani grosza.

Świadkowie nigdy nie zapomną tego, co wydarzyło się na pogrzebie 36-latki, która miała zginąć w wypadku samochodowym. W trakcie uroczystości z wnętrza trumny rozległo się głośne pukanie. Po podniesieniu wieka okazało się, że Peruwianka leżała spocona w środku z otwartymi oczami. Kobietę zabrano do szpitala. Kilka dni temu Rosa Isabel Caspedes Callaca uczestniczyła w tragicznym wypadku drogowym. Auto, którym jechała, zostało całkowicie rozbite, w wyniku czego zginął jej szwagier, a trzech siostrzeńców trafiło w ciężkim stanie do szpitala. Medycy stwierdzili też zgon u podczas wtorkowego pogrzebu doszło do wstrząsających wydarzeń. Podczas mszy w kaplicy żałobnicy usłyszeli dochodzące z wnętrza trumny szmery, a następnie pukanie. Po otwarciu wieka okazało się, że kobieta żyje, a dodatkowo ma otwarte oczy i ich obserwuje. Fatalna pomyłka na pogrzebieTrumnę natychmiast zapakowano do auta, a następnie przewieziono do szpitala. Lekarze przyznali, że doszło do dramatycznej pomyłki. Nieboszczka cały czas dawała oznaki po kilku godzinach lekarze po raz drugi stwierdzili zgon 36-latki. Tym razem przed podjęciem decyzji przeprowadzono dokładne badania. Chcemy wiedzieć, dlaczego moja siostrzenica zareagowała, kiedy nieśliśmy ją do pochówku. Mamy filmy, na których dotyka trumny - przekazała ciotka zmarłej. Śledczy wyjaśniają szczegóły szokującej pomyłki. Kobieta po wypadku prawdopodobnie zapadła w śpiączkę, co przyczyniło się do podjęcia błędnej decyzji.

\n\n \n\n \n moja kariera zaczela sie 2 dni temu
g7dSTzs.
  • rrri0ihjw8.pages.dev/83
  • rrri0ihjw8.pages.dev/49
  • rrri0ihjw8.pages.dev/46
  • rrri0ihjw8.pages.dev/59
  • rrri0ihjw8.pages.dev/18
  • rrri0ihjw8.pages.dev/2
  • rrri0ihjw8.pages.dev/16
  • rrri0ihjw8.pages.dev/59
  • moja kariera zaczela sie 2 dni temu